Koniec wakacji

Koniec wakacji to zawsze jest czas, który nastraja mnie bardzo refleksyjnie. Chwile podsumowań i zadumy same się nasuwają. Uwielbiam te letnie momenty, kiedy jesteśmy wszyscy razem. W naszym przypadku to jest czas łączenia czterech pokoleń w naszym małym wiejskim domku. Często spędzamy tam czas , po prostu na byciu razem. Przekraczamy próg domu i czas zaczyna wolniej płynąć. Trochę leniwiej...

Uwielbiam ten czas, mam poczucie, że chłonę wszystkich jak gąbka. Nie mogę się nasycić tym, że jesteśmy razem. Cztery pokolenia w jednym miejscu. Dziewczyny maja szanse wsłuchiwać się w rodzinne i wojenne opowieści prababci. Ja mam szansę obserwować jak z zaciekawieniem dopytują o wszystko. To najwspanialsza lekcja historii. Kiedyś się na nie złościłam, że nie chcą wyjeżdżać na obóz. Przecież dzieci muszą być z dziećmi. Guzik!!! Figa!!!! Dzieciaki muszą być szczęśliwe, a jeśli one to lubią? Tłumaczą mi, że tu na wsi mogą spędzać czas tak jak lubią najbardziej, z nami i z książką. To ja mam się na nie za to wkurzać. Jej przecież, każda matka chce mieć takie dzieci. JESTEM SZCZĘŚCIARĄ !!!!!! Jestem z nich DUMNA !!! Dałam radę jako mama.
 Wiem, jestem nawet pewna, że nastąpi taki moment, że moje ptaszyny wyfruną z gniazda. Tak kolej rzeczy. Ale to będzie tylko na krótki czas, później wrócą, inne dojrzalsze, ale wrócą.


Wieczorne rozmowy przy grze w "Chińczyka" lub w karty to jest moje paliwo na cały długi rok. Zbieram je w sercu i kiedy brakuje mi już sił goniąc pomiędzy pracą, lekcjami, karate i ..... całą masą innych zajęć. Są moim dopalaczem. Każdy koniec lata przynosi obawy, czy za rok będziemy znów w tym samym składzie, ale ja staram się odrzucać te myśli. Jest tu i teraz. Co ma być to będzie. Cieszę się tym co daje mi los. Mam nadzieję, że Dziewczyny zapamiętają te chwile na zawsze. To da im fundament. Każdy z nas potrzebuje mieć solidne korzenie, aby wyrosnąć na wspaniałe i silne drzewa.

W tym roku Młodsza zabawiała się w młynarczyka. zbierała kłosy, suszyła je. Wybierała ziarno, a później z wielka radością mela na mąkę przy użyciu kamieni. Miała z tego frajdę. Innym razem robiłyśmy z wiejskiego mleka masło. Tak tylko po to, żeby nie usłyszała że masło jest z marketu hahaha 😊 Kiedy pieczemy ziemniaki w popiele, czuję energię przepływającą między pokoleniami i ogroną siłę płynącą z MIŁOŚCI. Właśnie tak wygląda szczęście.💖




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z podręcznym na Rodos

Tydzień z buta po Walencji i Barcelonie + 20 godzin w bonusie

Mini serniczki na daktylowo-bananowym spodzie