Strefa komfortu



 W sieci roi się od blogów na temat biegania, dlatego ja zaznaczam, że to nie będzie tego typu blog, chociaż od biegania zaczynam. Chciałaby raczej opowiedzieć o spełnianiu marzeń, a nie dawać rady jak biegać i realizować plany treningowe. Dlaczego nie, powód jest jeden - po prostu się na tym nie znam. Dwa lata temu odkryłam w sobie jedną z moich ogromnych miłości, BIEGANIE. I dziś dzięki namowom, a w zasadzie mobilizacji i wsparciu mojego męża wyszłam ze swojej "strefy komfortu" i zrobiłam życiówkę na 5 km.
Zatem czym jest  owa "strefa komfortu". Dla mnie to bezpieczna przystań, w której nie muszę wychodzić poza utarte schematy i przyzwyczajenia. Nie lubię zmian. Boje się ich.  Poczucie stabilizacji daje mi bezpieczeństwo. I właśnie dzięki albo przez bieganie muszę to swoją bezpieczną przystań opuszczać... co jakiś czas. Czy to dobrze. Pewnie, że tak bo każdy z nas potrzebuje wyzwań do tego, aby się rozwijać.  To waśnie dzięki bieganiu uczę się być bardziej otwarta na zmiany. Bo bieganie to nie tylko "nudne" człapanie i nabijanie kilometrów. To swego rodzaju filozofia życia. Jest z nim związane bardzo dużo codziennych spraw. Trzeba wygospodarować czas na regularne treningi, jeśli biega się wraz z partnerem, mężem. Trzeba zorganizować opiekę dla ewentualnych pociech zamieszkujących  wraz z wami.  Gdzieś w konsekwencji to również zmiana nawyków żywieniowych i pójście w kierunku życia bardziej fit. I ze mną też tak było. Ponad dwa lata temu mój małżonek oznajmił, że idzie biegać, a w mojej głowie pojawiły się skłębione myśli, "jak to? a co ze mną? a ja? o nie ja też chcę !!!! I pobiegłam za nim :-) Brzmi śmiesznie... Wcale tak zabawnie nie było "gonić króliczka". Jednak się nie poddałam od tamtej pory robię to regularnie, ale przede wszystkim po prostu to pokochałam. Już nie mogę bez biegania żyć. Wyznaczam sobie swoje małe i większe cele i do nich dążę. Czasem boję się o nich głośno mówić i kiedy mówi o tym mój "mentor" to się na niego złoszczę, że mnie ciśnie. Bo nadal jest mi lepiej w mojej "strefie komfortu".  Ale w konsekwencji robię kolejny krok i o dziwo daję radę. I taką właśnie jestem TWARDZIELKĄ, która boi się wyzwań :-)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nie każdy rodzi się tatą

Z podręcznym na Rodos

Pod słońcem Krety