Pokolenie must have

Praca z dzieciakami oraz fakt posiadania dzieci przeze mnie oraz przez moich znajomych sprawił, że w mojej głowie pojawiło się takie oto pojecie jak "pokolenie must have". Jak się okazało później, nie jestem pierwsza, co mnie oczywiście nie dziwi. Przede mną już paru socjologów głowiło się nad tym zjawiskiem. Powodem, dla którego w mojej głowie pojawiły się w ogóle myśli na ten temat, było spotkanie ze starym znajomym, który jęczał mi i stękał. Jaka to jego nastoletnia latorośl nie jest straszna... nic nie robi w domu, do wszystkiego trzeba ją przymuszać, nie uczy się, zgarnia "pałę za pałą". A co robi tatuś... tatuś spełnia każdy kaprys. Żeby dziecięcie poszło z nim na "siłkę" trzeba nabyć markowe legginsy. Tu aż prosi się mała dygresja, że ja do biegania kupiłam tanią sieciówkę i da się latać, no ale cóż jestem stara i nie potrzebuję lansu :-) Stary telefon wylądował, z braku szacunku na glebie, bachhhhhh nowy jest, at hoc.
Zresztą nie trzeba daleko szukać. Zewsząd jesteśmy bombardowani hasłami, że jak nie będziemy mieć najnowszego modelu telefonu, to nasze życie będzie "do bani" lub jak nie będę prać w najnowszym suuuuuuper proszku do prania, to już lepiej, żebym chodziła brudna. A co dopiero nasze dzieciaki. Z jednej strony faszerowane są reklamami , które znacznie szybciej trafiają do ich młodego mózgu, z drugiej zaś strony są ich  rówieśnicy. Ci również żyją w tym świecie i często także ani ich, ani ich "starych" nie stać na najnowszy model super wypasionych sportowych butów, ale wiedzą, że mieć oznacza tyle samo co być. Te buty robią im wszystko w świecie nastolatków. No i się kręci. Ci mniej dziani muszą jakoś dorównać tym bardziej majętnym, bo przecież bez najnowszego modelu smartfona nie będą mogli być członkiem społeczności. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że próg wiekowy "pokolenia must have" obniżył się już do początkowych klas szkoły podstawowe oraz tego, że problem społeczny są "Galerianki". One też muszą komuś dorównać, muszą mieć to co tak naprawdę nie jest dla nich osiągalne, więc robią to co robią, by dogonić reszcie. Sprawę mocno nakręcają jeszcze wyrastające jak grzyby po deszczu blogerki modowe, które stały się dla dzieciaków idolkami. Na sponsorowanych stronkach opowiadają naiwnej młodzieży o tym, że bez markowych ciuchów, torebek, kosmetyków ich świat będzie niekompletny. No i jak żyć mając naście lat.... jak żyć.
 Dziś pierwszokomuniści doskonale już wiedzą, który model iph....na jest najlepszy i muszą go mieć. Kiedyś taki delikwent zapytany przeze mnie dlaczego, akurat ten telefon, a nie inny musi mieć, odpowiedział krótko, bo jest najnowszy..... O rany a ja mam swją staroć, a jeszcze nie tak dawno używałam klawiszy. Dziś dzieciaki mają wszystko markowe ciuchy, konsole, tablety, telefony playki, o niczym nie marzą tak na 100%. Bo wszystkie marzenia spełniają im  się od zaraz. Moje pokolenie marzyło,  ciułało kasę, sprzedawało makulaturę lub butelki, żeby kupić sobie wymarzone jeansy.
Wiem też, że różnica pokoleniowa jest czymś wpisanym w nasze dzieje. "Dzieci kwiaty" lat '70tch byli niezrozumiali przez swoich rodziców, punki z irokezami na głowach też musieli walczyć o swoje jestestwo. Ale te dzisiejsze dzieci o nic nie walczą to my im dajemy wszystko na tacy. A po co. Odroczona radość smakuje lepiej. To my dorosłe pokolenie urodzone między rokiem 1975, a 1985 pamietające jeszcze kartki i nicość w sklepach próbujemy zapełnić swoje luki z dzieciństwa, a nasze dzieci dostają po prostu rykoszetem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie każdy rodzi się tatą

Z podręcznym na Rodos

Pod słońcem Krety