Biegam bo lubię :-)

Miało nie być o bieganiu , ale nie mogę pominąć tej baaardzo ważnej części mnie. Jak to się stało, że się ruszyłam z kanapy i zaczęłam moją przygodę z bieganiem już pisałam.

https://niezwyczajnadziewczyna.blogspot.com/2017/08/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html

Pan J. po prostu ruszył mój tyłek z kanapy i tak już latam. Natomiast wakacyjna przygoda z "planem treningowym", również zaczęła się od mojego coach'a . Podjął wyzwanie na 90 min w połówce i żeby żoneczce nie było smutno zorganizował mi plan na 2 godz. i na 2 godz. 15 min. Jako że nie odpuszczam, grzecznie, metodycznie trening po treningu realizowałam plan z karteczką 👵 Zaczęłam rozkminiać co to są sprinty, podbiegi i jeszcze parę tajemniczych skrótów.
Słońce, czy deszcz z uporem maniaka plan realizowany był nawet podczas urlopu. Jak trzeba to trzeba. Było fajnie zawsze się wspieramy z panem J. motywujemy. Tak naprawdę to jestem mu bardzo wdzięczna za to, że ruszył ten mój dosłownie "tłusty tyłek" z kanapy. Kilogramy uciekły, lepiej wyglądam, czasem mniej zrzędzę :-) Dzięki Kochanie 💕


Ale dalej o planie. Pierwszy sprawdzian był na 5km i tu bach zrobiłam życiówkę, kolejną na dychę. No przecież pan J. mi nie popuszcza. Przed każdym startem czuję się jak przed egzaminem, ale ja też nie wymiękam.No i przyszedł czas na długo wyczekiwany start..... W sobotę, dzień przed swoje 5 min. miały nasze pociechy. Narybek z "ogromną" radochą ku wielkiemu "wsparciu" rodziców (hahaha 😝) też biega i to z sukcesami.  Mała 4 miejsce w kategorii wśród dziewczynek, a Duża 3 i pudło. Zresztą Obie już wcześniej stały na pudle, więc to bieganie im wychodzi. 💃
I teraz przyszedł czas na mnie. Poranek całkiem spokojny, lekkie motyle w brzuchu, ale jeszcze bez stresu. Trener i reszta Dream team'u zapakowani do auteczka i w drogę.... no nie tak daleko, bo biegłam  u siebie, w Łodzi. Miało być zwiedzanie miasta... dobrze, że je znam, ale organizator zaserwował nam zmianę trasy i wyszedł z tego Bieg Chomika. Zasuwaliśmy 7 pętli wokół urokliwego, ale jednak dość nudnego parku. Po 10 km  poczułam, że lekko nie będzie i marzenia o realizacja planu się skończyły. Do końca biegłam z bólem (to u dziewczyn czasem się zdarza). Bieganie w koło parku przyprawiło mnie o zawrót głowy i w pewnym momencie pomyliły mi się okrążenia, a jeszcze w błędzie utwierdził mnie coach. Tak, tak jeszcze tylko jedno i meta  - wrzeszczał dopingując mnie. Coś tam Duża mówiła, że nie, że jeszcze dwa, ale którą wersję byście wybrali..... no którą. Ja też wolałam tą lżejszą. Patrząc na zegarek wiedziałam, że jest coś nie halo i w tym momencie za rogu wyskakuje moja wesoła gromada kibiców i mówi, że mi dobrze idzie i mogę sypnąć się jeszcze jedno kółeczko. Nie powtórzę co do nich krzyknęłam, ale wyglądałam tak.
W efekcie udało się, nie wykonałam założeń planu, ale dałam z siebie tyle ile tego dnia mogłam dać. Życiówkę w półmaratonie poprawiłam o 13min i 16 s.Siedzę sobie teraz patrząc na ten kawałek blach, o który się biłam i myślę, że to najwspanialsze co mogło mi się przydarzyć w życiu. Od zera do bohatera. Pokonywanie swoich granic daje nam moc.
Odkąd biegam nie ma rzeczy niemożliwych. Za dwa tygodnie poprawiam wynik na piątkę.... teoretycznie 😊 ale w przyszłym tygodniu to pan J. będzie naszą gwiazdą i to ja będę go dopingować. 💜 O wynik jestem spokojna. Mój typ to 1:29, 42.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z podręcznym na Rodos

Pod słońcem Krety

Nie każdy rodzi się tatą